sobota, 11 maja 2013

32.

Korzystając z sobotniego popołudnia. Mam chujowy nastrój. Najlepiej wyszłabym z domu, usiadła na ławce i zapaliła. Gdybym jeszcze miała co. Wczoraj pokazało mi że jednak nie jestem w stanie w stu procentach poczuć się sobą. Brakuje mi czegoś w życiu. Nie mam zamiaru rozpaczać. Chce cieszyć się ze wszystkiego co otrzymałam (od Boga?) . Kurcze dlaczego przestałam go kochać. Wcale nie chciałam przestać. Byliśmy razem, czułam się fatalnie. Nie jesteśmy razem - czuje się tylko źle. I choć porównawczo jest o wiele lepiej to jednak nie jest tak jak bym chciała to sobie widzieć. Chciałabym zrozumieć co było przyczyną tak gwałtownej zmiany. Właściwie to nawet nie czuje żeby to była wina Wu. Jakoś przestałam mieć do niego żal za jego wszystkie słowa i czyny, które były po prostu kwestią impulsu bo liczyła się tylko ta złość i przekonanie o mojej "zdradzie" (?) .
Dobrze się stało. Wracam do tego bo raczej niema sensu o tym z kimś rozmawiać. Można by to odebrać jakoś tęsknotę za tą osobą, za czymkolwiek co z nią związane. 
Ale prawdą jest to że nie tęsknię za konkretną osobą, a za samą miłością. Za tym uczuciem bycia kochanym ze wzajemnością. Chciałabym dać komuś wszystko co we mnie najlepsze. Mimo tego związku z Batmanem. Z Batmanem jest tak że wszystko jest piękne, ale niema tej miłości (nie z mojej strony) . Jeszcze to nie to. 
Sytuacja w jakiej się znalazłam trochę mnie zmieniła. Musiała zmienić. Być mniej wrażliwym, być mniej uczuciowym, nie przywiązywać wagi do rzeczy które możesz zaraz stracić i doceniać małe gesty. To na czym skupiłam się przez większość miesięcy. - mejbi .








poniedziałek, 6 maja 2013

31.

W końcu dopadłam komputer. Świetnie. Kocham takie poniedziałki. Bardzo bardzo mocno. Pora podsumować kwiecień i początek maja.
Niewiele pamiętam ale może to i dobrze. Totalny brak kontaktu z WU dobrze mi robi. Czuję jakoś tak inaczej, o wiele mniej się stresuję, nie płaczę, nie narzekam, nawet zaczynam przybierać na wadze! Egoistycznie stwierdzam, że jestem zajebista i żę sobie poradziłam. Kropeczka.
Trochę wpadłam w przygodę z papierosami ale jest to raczej słaba przygoda która raczej mnie nie uzależniła. W każdym bądź razie czas troszkę to ograniczyć bo trochę za bardzo się rozbrykałam. Zakładam że to wina  otoczenia które swoją problematyką zaczęło po czym rzuciło. W sumie nie wiem czy można w tych przypadkach mówić o rzuceniu skoro tak naprawdę nie było się uzależnionym. I w sumie jest to całkiem zabawne.
Niestety linia frontu mama - ja nie wygląda zbyt dobrze. Żałuje że nie możemy ze sobą na spokojnie pogadać. Może faktycznie czasem źle obierałam jej słowa i emocje biorą górę. Nie wiem czemu cały czas staram się wytłumaczyć samej sobie że to nie moja wina. Gdzieś w podświadomości coś mówi mi że nie mam na to wpływu. Głupie. Po co uciekać od winy? Nawet nie wiecie jak ciężko składa mi się zdania. Moja mama ma prawo być  zła zraniona i smutna.. Ale przecież nie zostawiłam jej bez powodu. Po prostu nie mogłam już wytrzymać, Czego ? Sama już nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie. Przestaję pamiętać większość sytuacji jakie miały miejsce kilkanaście lat temu. Najgorsze jest to kiedy zaczynamy się kłócić: czuje się tak zajebiście bezradnie kiedy mam ją przed sobą i nie mogę się odezwać kiedy zaczyna mnie oskarżać o coś czego nie zrobiłam specjalnie, albo o coś czego nie powiedziałam. Kurdę. Mimo wszystko jestem jeszcze dzieckiem. (śmiesznie to brzmi 17 lat - dziecko) Nie jestem w stanie pójść do kuratorki która prowadziła ze mną rozmowę i wyjaśnić z nią kwestie kilku  słów które zanotowała niewłaściwie podczas mojej rozmowy. Dlaczego moja mama robi z siebie kozła ofiarnego? Czemu stara się zrzucić na mnie poczucie winy? Czy nie może po prostu choć ten jeden jedyny raz spojrzeć na siebie, swoje zachowanie i czyny. Kocham moją mamę , jest dla mnie ważna. Ale przez jej dobre uczyni nie zauważa jaką krzywdę wyrządza mi. Wciąż nie mam pojęcia jak mam sobie z tym poradzić .
Jeśli chodzi o mój związek to myślę że jest coraz lepiej. Czasem się wkurzamy, czasem za bardzo drażnimy ale jest nam ze sobą dobrze. No przynajmniej mi jest : ) Batman jest (nie potrafię znaleźć słowa żeby go opisać) . Na pewno jest  empatyczny i zabawny. Wspierał mnie przez bardzo długi czas. Myślę że to jeszcze zbyt wcześnie żeby mówić o tym że go kocham. Taka jest prawda. Batman jest idealny w wielu szczegółach.  Jest uosobieniem faceta który robi coś spontanicznie, z myślą o tobie. Daje od siebie tyle ile jest w stanie zrobić. Mogę powiedzieć że robi to czego ja pragnęłam otrzymać od Wu. Coraz bardziej się do niego przywiązuje, i coraz mocniej mi na nim zależy. Potrzebuje jeszcze trochę czasu w końcu przez dwa lata byliśmy znajomymi (potem przyjaciółmi) . Lubię kiedy mnie całuje i kiedy ja mogę całować jego. Poza tym to miłe usłyszeć jakiś miły komplement. Przeraża mnie fakt że on może oczekiwać czegoś więcej, ale ja (szczerze mówiąc) nie czuję się jeszcze gotowa. Po prostu chciałabym nie martwić się o nic, chciałbym mieć pewność że nie rozstaniemy się za dwa tygodnie. Potrzebuje takiej hmm.. stabilności ? (myślę że jak przeczytam to za kilka lat to nic nie zrozumiem bat mejbi somfink)
A jeśli już o Batmanie mowa to dziś byłam na bardzo przyjemnym spacerze. I właśnie taki dzień jak ten uświadamia mi jak bardzo pragnę przebywać w jego towarzystwie. Mimo że okrutnie  zrezygnowałam z pożegnania K.B. nie żałuję jestem szczęśliwa.
Moje relacje z Ł. wyglądają następująco : jesteś super przystojny, fajnie sie ubierasz ale wkurwia mnie twój brak szacunku i  zrobienie sobie ze mnie szmaty do zmywania podłogi. Dziękuję za taką znajomość. Może nie znam go on strony face to face, bo po 1. nie mam okazji na to po 2. wiem wiem jednak to skrępowanie istnieje. Choć im bardziej mnie denerwuje tym bardziej ja mam ochotę skonfrontować się z nim hmm w realu  : ) Postanowiłam pisać dość obojętnie, z lekką ironią i krytyką. I najlepiej ograniczać się do kilku słów. Naprawdę fajnie było aż do  momentu kiedy zostałam wyzwana od kurw.  Myślę że tyle w tym temacie. - mam nadzieje że to nastawienie się kiedyś zmieni choć w najbliższym miesiącu się nie zanosi . 
Chciałabym zacząć wierzyć w Boga. Chciałabym ale jest mi naprawdę ciężko. Za każdym razem kiedy myślę o śmierci o tym co może być na końcu nie widzę nic. Jest to po prostu pustka. Ta samotność w mojej głowie mnie przeraża. Patrząc w przyszłość chciałabym aby moje dzieci widział w swojej głowie niebo szczęśliwych ludzi ich rodziny a nie taką przerażającą pustkę. Nie uważam siebie za dobrego człowieka. Ale nie twierdzę też że jestem zła. Każdy popełnia błędy. Dlatego chciałabym się postarać zmienić. 
Powinnam zaglądać tutaj częściej.  : )